Nie mogłam się
oprzeć, i jak w bardzo dobrze zaopatrzonym sklepie papierniczym
(miejscowość liczy sobie zaledwie 7000 mieszkańców) zobaczyłam
pastele olejne firmy STAEDLER seria KARAT, to musiałam je kupić.
Cena trochę mniejsza niż w Polsce. 24 kolory. Większych nie było.
I całe szczęście.
Kredki są sporo
większe niż te PENTELA. Ale pierwsze kreski i- rozczarowanie. Nie
chcą się łączyć tak, jak bym chciała. Są bardziej „kredkowe”,
mniej maziste. I to mi przeszkadza. Kolejna warstwa jakby ściera poprzednią zostawiając drobiny, które
brudzą. Tamte nie brudziły, Tylko jakby się łączyły ze sobą.
Krycie jaśniejszymi jeszcze gorsze. Za to większe powierzchnie
ładniej zamalowują, delikatne pociągnięcia wystarczą.
Zaczęłam rysować
oczy- i to nie to. Łączyłam nowe pastele ze starymi. W drugim obrazku
jeszcze więcej użyłam PENTELI. Chyba STAEDTLERA będę używać
jako bazy, ale już szczegóły tymi poprzednimi. Oczy chłopca
średnio mi się podobają. Niżej próby jak łączą się kolory w
nowych pastelach.
PENTELE kosztowały
jakieś 60 gr za sztukę, STAEDTLER ok. 2 zł. I tymi pierwszymi
lepiej mi się rysuje. Ale spróbowałam i wiem, co lubię. Jeśli
trafię na sklep, gdzie można pojedyncze kolory kupić na sztuki, to
innych firm spróbuję. Ale innych kompletów niż pastele olejne
PENTEL kupować nie będę. Bo rysować zamierzam również w domu.
Na początku pisałam, że na pewno tutaj się tym pobawię, a co
dalej się okaże. Lubię to mazanie. Niedługo przejdę do nosa i
ust, ale tutaj już całej twarzy pewnie nie zdążę- niedługo
powrót do domu!