W
międzyczasie zaczęłam rysować twarz kobiety. Ciężko tu o dobre
zdjęcie (z pamięci nie umiem, z natury nie mam kogo)- przeglądałam
gazety i znalazłam. To pierwszy od prawie 30 lat rysunek twarzy.
Jestem z siebie dumna. Głównie z tego powodu, że zaczęłam
rysować.
Nie
trzymam się sztywno zasad, ram czasowych, ustaleń- nawet sama ze
sobą.
Rysuję
też martwą naturę (skoro już ten kurs przerabiam), ale postępów
nie widzę.
Na twarz kobiety popatrzyłam i pomyślałam, że nie ma w oczach i
ustach tego, co chciałabym, żeby było. A potem z siebie zaczęłam
się śmiać- rzeczywiście- zaczęłam rysować po trzydziestu latach,
wcześniej też wielkich osiągnięć nie miałam i chcę malować jak Picasso … Dlaczego on? A dlaczego nie? W poradnikach rysowania
piszą, żeby się inspirować ulubionym malarzem. Krótko po tym,
jak przestałam sama coś robić byłam w Paryżu w Muzeum Picassa.
Schowane takie trochę było, ale opłacało się szukać. Pamiętam
kilka obrazów i zdjęć. Jedno to samego artysty- ogląda korridę.
Z tłumu widzów wyróżnia się on i małe dziecko- mają takie samo
intensywne spojrzenie, jakby byli nie tylko na widowni, ale również
na arenie. Inne osoby wokół tego nie mają. Inne fotografie wisiały
obok dzieł, które je przedstawiały. To było parę kresek, albo
zbiór figur geometrycznych, ale widać było dzięki tym
porównaniom, że oddawały istotę tego, co było głównym motywem.
No to się pośmiałam z siebie, ale co dalej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz