POMYSŁ NA BLOGA I PIERWSZE RYSUNKI
Jak
zaczynałam rysować nic nie planowałam. Ale wiem, że lepiej
działam, jak mam jakiś zewnętrzny nacisk- choćby delikatny.
Jakieś ramy czasowe, albo plan, o którym ktoś wie. Czytywałam
różne blogi, ale do głowy mi wcześniej nie przyszło, że sama
takiego założę. Pomyślałam, że chcę mieć rodzaj
pamiętnika moich działań- z jednej strony, z drugiej ten nacisk-
bo skoro już coś takiego założyłam, to trzeba od czasu do czasu
jakieś posty wstawiać. Chodziłam z tą myślą prawie trzy
tygodnie. W międzyczasie, żeby nic nie umykało pisałam w
komputerze. Wpisy na blogu zaczynają się od 11 października, ale
początek rysowania i mojej pisaniny to chyba 18-19 wrzesień. Przez
kilka kolejnych dni będę te kawałki wklejać codziennie, a potem
tak, jak będą powstawać.
Wieczorem,
po zakończeniu mojej pracy odpalam komputer i znów czytam blogi,
poradniki. I mnie przystopowało... Na jednym różne wyliczenia i
stwierdzenie, że aby nauczyć się rysować, to trzeba to robić po
5-6 godzin dziennie- przez co najmniej rok chyba. Gdzie indziej
widzę, że inaczej ołówek trzymają, niekoniecznie jak na tym
pierwszym kursie. Po chwili dociera do mnie, że to kurs dla
osób chcących zdawać na architekturę- czyli potrzebna jest prosta
kreska i sztalugi- tego nie muszę.
Później
na blogu znajduję plan działań na 14 dni. Pierwszego rysowanie
linii i waloru. Gdzie ten walor??? Tu znalazłam;
https://www.spryciarze.pl/zobacz/jak-nauczyc-sie-rysowac-1-podstawy
Podzieliłam kwadrat na cztery i zamalowywałam od najciemniejszego,
do najjaśniejszego. Ok., jakoś wychodzi. Ale potem trzeba zrobić
tych kwadratów osiem. I tu już trudniej. Uff, udało się. W
końcu.
Jestem
zdziwiona, że rysowanie tych dziesiątków linii- wzdłuż, wszerz,
na skos, cieniowanie kwadratów sprawia mi przyjemność. Właściwie
odrobinę tej przyjemności czuję, ale jednak. No i niestety,
terminy przewidziane w blogach mnie nie dotyczą. Bo: po pierwsze-
nie muszę, po drugie- nie wychodzi. Ale czemu „niestety”????
Robię tylko to, co chcę i jak chcę!
Okazuje
się, że w ciągu pierwszych kilku dni zużyłam kartki przywiezione
z domu. Ze szkicownika tylko jedną, na linie, bo przeczytałam, że lepiej
na dużej kartce. Ale skoro nie mam zamiaru trzymać ołówka tak,
jak napisali w tym kursie, to i kartki też użyję mniejszej- A4.
Tyle, że już ich nie mam. Trzeba iść na zakupy.
Kupiłam
ryzę papieru do drukarki. I rysuję. Na tym pierwszym kursie (do
egzaminów na architekturę) któryś kolejny punkt to ćwiczenie
perspektywy. Pisze jeden dzień… Jednozbiegowa to jeszcze. Ale
dwuzbiegowa- ćwiczę codziennie i chyba po tygodniu łapię z
grubsza. Cały czas rysuję proste formy- coś jakby półki. I tak
mam trudności, ale dzielnie ćwiczę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz